Skip to content Skip to sidebar Skip to footer

Polka na szczycie globalnej korporacji. Awanse w Brown-Forman

Bibianna Konieczna-Sano, Dyrektor Generalny Brown-Forman Polska, od października 2022 r. objęła stanowisko Wiceprezesa oraz Chief of Staff i Dyrektora Strategii, Dywizji Rynków Rozwijających Brown-Forman odpowiadając za realizację strategii firmy na kilkudziesięciu rynkach Azji, Afryki oraz Ameryki Południowej. Filip Popławski został nowym Dyrektorem Generalnym firmy i zastąpił na tym stanowisku Bibiannę Konieczną-Sano. Z kolei Paweł Miziołowski został Dyrektorem Marketingu Brown-Forman Polska. W ramach nowego stanowiska, odpowiedzialny będzie za tworzenie polityki marketingowej firmy w oparciu o jej długookresową strategię, budowanie komunikacji oraz relacji wewnętrznych, współpracując z Katarzyną Obuchowicz, Dyrektorem ds. Corporate Affairs w regionie Europy.

Bibianna Konieczna – Sano

Objęcie przez B.Konieczna-Sano nowego stanowiska jest kolejnym etapem realizacji jej ścieżki zawodowej w Brown-Forman.  Polka wejdzie w skład wąskiego gremium kierownictwa Dywizji Rynków Rozwijających amerykańskiej firmy, odpowiedzialnego za budowę i wdrożenie strategii rozwoju w tak ważnej dla Brown-Forman Dywizji.

Brown-Forman International działa obecnie na 170 rynkach na świecie, zatrudnia ponad 5.000 pracowników i jest największą, amerykańską firmą – producentem i dystrybutorem alkoholi na świecie pod względem wartości (IWSR 2021).

Biba Konieczna-Sano w Brown-Forman pracuje od 20 lat. W tym czasie zajmowała różne stanowiska w organizacji firmy, m.in. dyrektora marketingu w Polsce, w krajach bałtyckich i Rosji. W 2011 roku przeprowadziła się do centrali firmy w Louisville, USA, gdzie została szefową sztabu prezesa ds. marketingu. W 2013 roku dołączyła do zespołu Ameryki Północnej jako dyrektor bourbonów i whisky, a w 2015 dołączyła do globalnego zespołu Jack’a Daniel’sa. 

W 2018 roku Biba Konieczna-Sano wróciła do Europy, aby objąć stanowisko dyrektora marketingu w nowo powstałym regionie Europejskim, z siedzibą w Amsterdamie. Już po roku (w 2019 r) objęła stanowisko prezesa firmy w Polsce. – Polska to jeden z najdynamiczniejszych rynków na świecie, na którym produkty Brown-Forman mają ugruntowaną pozycję. Co więcej, jesteśmy w trakcie procesu zmian gustów konsumenckich i popularności alkoholi segmentu premium – podkreślała obejmując stanowisko w Polsce. Teraz – po zaledwie 3 latach – awansowała do ścisłego grona dyrektorów Dywizji Rynków Rozwijających.

– Moją ambicją jest poznawanie i rozwijanie nowych rynków i konsumentów, budowanie naszych marek, podkreślanie odpowiedzialnej konsumpcji, a także dalszy rozwój naszej efektywnej i zróżnicowanej organizacji – mówi Biba Konieczna-Sano.

Biba Konieczna-Sano nie jest jedynym, polskim menedżerem, odnoszącym spektakularne sukcesy zawodowe w globalnych strukturach Brown-Forman International. Wielu naszych rodaków pełni odpowiedzialne i kierownicze funkcje. Są cenieni za umiejętności przywódcze, strategiczne myślenie oraz za osiągane wyniki, dzięki czemu zajmują coraz wyższe pozycje w organizacji. Wśród nich znajdują się Dorota Pałysiewicz – Dyrektor ds. HR na region Polska, Developing Europe & Iberia, Katarzyna Obuchowicz – prowadząca dział Corporate Affairs dla Europy Wschodniej, czy Agnieszka Przybyłek będąca Dyrektorem Zarządzającym Brown-Forman we Włoszech.

Filip Popławski

Filip Popławski będzie odpowiadał za realizację strategii rozwoju firmy na polskim rynku. W ramach struktur organizacyjnych polskiej firmy, wspierany będzie przez zespół kierowniczy składający się z Beaty Mirowskiej (dyr. finansowy), Doroty Pałysiewicz (dyr. Human Resources) oraz nowego Dyrektora Marketingu, Pawła Miziołowskiego.

Nowy dyrektor generalny ma ponad 24-letnie doświadczenie w branży sprzedażowej. Do Brown-Forman Polska dołączył w 2015 roku jako Dyrektor Sprzedaży na Polskę, wcześniej piastując stanowisko dyr. Sprzedaży w Mars Polska. W Brown-Forman był odpowiedzialny za kreowanie polityki sprzedażowej wszystkich marek znajdujących się w portfolio tego dystrybutora alkoholi mocnych z segmentu premium w Polsce a posiadającego takie marki jak Jack Daniel’s, Finlandia Vodka i Woodford Reserve. W ciągu 7 lat przyczynił się do 70 proc. wzrostu sprzedaży, co pozwoliło firmie utrzymać pozycję lidera wśród marek importowanych premium.

Paweł Miziołowski

Rozpoczęcie współpracy z Pawłem Miziołowskim to dla amerykańskiej firmy bardzo ważny element strategii wzmacniania portfolio produktów segmentu premium należących do tej firmy. Miziołowski to laureat Dyrektora Marketingu Roku 2021, którego działania i realizowane kampanie wielokrotnie zdobywały bardzo wysokie oceny w branży.

Miziołowski będzie kierował pracą zespołu marketingu brand managerów oraz realizację strategii komunikacji poszczególnych marek portfolio Brown-Forman w Polsce, mi.in. Finlandia Vodka, Jack Daniel’s, Southern Comfort, Chambord, Herradura, El Jimador i Woodford Reserve.

Paweł Miziołowski przed dołączeniem do zespołu Brown-Forman Polska, pracował przez 6 lat w Electrolux, gdzie koordynował procesy związane ze strategią marketingu, budową komunikacji marki, analizami rynkowymi, social media marketing, działaniami PR oraz sponsoringu jako istotnymi elementami wsparcia oraz zarządzania sprzedażą. Wcześniej związany z Johnson & Johnson na stanowisku CEE Brand manager OTC (m.in. nadzorował strategię marki Nicorette).

60 proc. wzrost ataków na Polskę. Co tydzień hakerzy uderzają w polskie firmy ponad 1600 razy

Hakerzy nie odpuszczają polskim firmom i administracji. Zaledwie w ciągu miesiąca hakerzy zwiększyli ilość ataków o 60 proc. – z 1033 do 1629 – alarmuje firma Check Point Research. Najczęściej wykrywanym zagrożeniem był infostealer Formbook. Najwięcej ataków przeprowadzanych jest obecnie na sektor użyteczności publicznej, który wyprzedził finanse i bankowość.

We wrześniu polskie firmy doświadczyły największego wzrostu oraz rekordowej ilości cyberataków w 2022 roku. W pierwszym tygodniu miesiąca było ich 1033 na pojedynczą organizację, a pod koniec września już 1629 – blisko 60 proc. więcej! Najczęstszym typem luki w zabezpieczeniach w Polsce jest – według analiz CHPR – zdalne wykonanie kodu, który dotyka 62% organizacji.

Cyberprzestępcy szczególnie upodobali sobie sektor użyteczności publicznej, który wyprzedził finanse i bankowość oraz sektor wojskowo-administracyjny. Polska infrastruktura krytyczna staje się obiektem zainteresowania cyberprzestępców od początku roku. Analitycy podkreślają, że wprawdzie Rosja od lat atakuje Ukrainę i inne państwa sąsiedzkie w sieci (np. wirus NotPetya w 2017 r.), ale tegoroczne próby są bardziej wyrafinowane i na szerszą skalę.

– Ataki w cyberprzestrzeni nie zaczęły się z chwilą rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Te ataki trwały już od wielu lat, a ich celem była również infrastruktura krytyczna – mówił Agencji Newseria Biznes Robert Kośla, członek Rady Fundacji Bezpieczna Cyberprzestrzeń, były dyrektor Departamentu Cyberbezpieczeństwa w KPRM.

Światowy potentat IT – Microsoft wskazuje, że wraz z tworzeniem się koalicji międzynarodowej z poparciem dla Ukrainy nasiliły się ataki Rosjan wymierzone w rządy państw sojuszniczych. Analitycy wykryli próby włamania do 128 organizacji w 42 krajach, również w Polsce. W 29% przypadków były one skuteczne. Najczęściej atakowano agencje rządowe, firmy z sektora IT, organizacje krytycznej infrastruktury, która jest kluczowa dla ciągłości funkcjonowania państwa. Cyberatak na kolej, placówki medyczne, bankowe czy wodociągi może grozić dotkliwym w skutkach paraliżem, powodując ogromne straty gospodarcze i finansowe, a nawet ofiary w ludziach.

Jak wskazują eksperci Check Point, ataki skierowane są w infrastrukturę wykorzystywaną w sieciach przesyłowych i przez operatów systemów energetycznych. Najlepszym przykładem był ubiegłoroczny atak na Colonial Pipeline w Stanach Zjednoczonych. Atak ransomware, którego celem było wyłudzenie okupu za odzyskanie dostępu do systemu zarządzania siecią przesyłową, spowodował wówczas duże problemy z dostępem do paliw.

W Polsce operatorzy i zespoły reagowania na incydenty naruszenia cyberbezpieczeństwa już od lat śledzą i wyciągają wnioski z przeprowadzonych przez Rosję cyberataków. Polski rząd (Premier RP) 6 października 2022 podpisał zarządzenie, które wprowadza drugi stopień alarmowy BRAVO, dotyczący infrastruktury energetycznej poza Polską. Zarządzenie będzie obowiązywało od 6 października do 30 listopada 2022 roku. Natomiast na terenie naszego kraju BRAVO obowiązuje już od 1 września. Wraz z drugim stopniem alarmowym na początku września br. wprowadzono trzeci stopień CHARLIE-CRP, który dotyczy bezpieczeństwa cybernetycznego

Ochrona infrastruktury krytycznej, w tym energetyki, przed cyberatakami obejmuje cały zestaw środków. Oprócz samych zabezpieczeń technicznych oraz oprogramowania, niezbędne jest stałe monitorowanie aktualnego stanu bezpieczeństwa, pozyskiwanie informacji o najnowszych zagrożeniach i śledzenie nowych metod ataków – podkreśla Wojciech Głażewski, dyrektor firmy Check Point Software w Polsce.

Ilość ataków średnio w ciągu 6 miesięcy na infrastrukturę krytyczną. Pod koniec wrześnie wzrosła do 1.600 tygodniowo Wzrost aktywności hakerów może być wiązany m.in. z wojną toczącą się za naszą wschodnią granicą i odbywającą się równolegle cyberwojną. Zdaniem analityków Check Point Research przyrost jest szczególnie widoczny w krajach Europy Wschodniej – nie tylko Ukrainy i Rosji, ale również Polski, Litwy i Rumunii. Wszystkie z tych krajów znajdują się wśród 25 najbardziej narażonych na ataki hakerskie.

Najprawdopodobniej nie jest przypadkowe to, że w zeszłym miesiącu w wielu krajach Europy Wschodniej zwiększyła się liczba zagrożeń. Praktycznie wszystkie organizacje są zagrożone i muszą przejść na strategię cyberbezpieczeństwa polegającą na zapobieganiu – komentuje Maya Horowitz, wiceprezes ds. badań w Check Point.

Zdaniem ekspertów Check Point Research we wrześniu najczęściej wykrywanymi rodzinami złośliwego oprogramowania były: infostealer Formbook, wykryty w 4,5 proc. wszystkich organizacji, trojan Emotet (3,6 proc.) oraz Snake Keylogger (2,2 proc.). Eksperci ostrzegają również przed złodziejem danych – Vidarem, który w ostatnich tygodniach stawał się coraz bardziej popularny, głównie za sprawą kampanii wykorzystującej fałszywe witryny Zoom.

Najczęściej wykorzystywaną luką, która dotyka 43 proc. organizacji na całym świecie, jest “Web Server Exposed Git Repository Information Disclosure”. Tuż za nią znajduje się „Apache Log4j Remote Code Execution”, które spadło z pierwszego miejsca na drugie, z wpływem 42 proc. Głównym wektorem ataków hakerskich na polskie firmy jest poczta e-mail. W Polsce tą drogą dokonywanych jest niemal 2/3 cyberataków, a na świecie ponad 80 proc.

Michał Kwiatkowski nowym Client Service Director w Soul & Mind

Poznańska agencja rozwija działania na linii klient-agencja. Do zespołu dołączył Michał Kwiatkowski, który objął stanowisko Client Service Director. Będzie on także pełnił funkcję Brand Strategy and Communication Expert, wspierając dział strategiczny.

Michał Kwiatkowski od ponad 20 lat uczestniczył przy realizacji kilkuset projektów brandingowych, strategicznych i kampanii reklamowych o zasięgu krajowym oraz międzynarodowym. Posiada unikalne i kompleksowe doświadczenie łączące różne obszary marketingu: strategię, badania, komunikację marek, a także branding (kreacja marek, projektowanie opakowań).

Pracował między innymi dla: Totalizatora Sportowego, Nowej Ery, Grupy Onet, drogerii Rossmann, Grupy Hortex, mBanku, Banku Pocztowego, sieci Mediaexpert, sklepów Stokrotka, sklepów Żabka, Kamisa, Herbapolu, USP Zdrowie, Merck-Schering, UCB Pharma, Kompanii Piwowarskiej, Orlenu, sosów Łowicz, soków Fortuna.

W Soul & Mind będzie odpowiedzialny za tworzenie strategii marki dla bieżących i nowych klientów agencji; będzie również pełnił funkcję doradczą z zakresu komunikacji. W ramach działu Client Service zadba o rozwijanie długotrwałych, partnerskich relacji z klientami, koordynował prace przetargowe, negocjacyjne, a także będzie wspierał działania New Business. Michał Kwiatkowski zadba także o doskonalenie jakości obsługi i satysfakcji klientów, a także nadzór nad realizowanymi projektami, we współpracy z wszystkimi działami agencji.

Nowa Dyrektor Marketingu w Wyborowa Pernod Ricard

Z początkiem października stanowisko Dyrektor Marketingu Wyborowa Pernod Ricard objęła Karine Madelrieu, zastępując Craiga van Niekerk’a, który został awansowany na stanowisko Global Vice President of Marketing, Malibu & Kahlúa, w The Absolut Company (TAC). 

Karine Madelrieu ma 18-letnie doświadczenie w marketingu w środowisku międzynarodowym. Przed dołączeniem do Wyborowa Pernod Ricard pełniła funkcję Dyrektor Marketingu w Pernod Ricard Eastern Europe. Pracowała też w różnych krajach Europy Wschodniej pełniąc funkcje dyrektorskie w obszarach brandingu, marketingu i sprzedaży.

Oprócz stanowiska Dyrektor Marketingu, Karine Madelrieu pełnić też będzie funkcję Członka Zarządu Central Europe Management Entity.

„Po spędzeniu wielu niezapomnianych lat na rynkach Europy Wschodniej, jestem szczęśliwa, że mogłam dołączyć do zespołu Wyborowa Pernod Ricard i całego Pernod Ricard Central Europe, aby wnieść swój wkład w rozwijający się biznes i kontynuować budowę kreatywnych i odnoszących sukcesy marek. Cieszę się też, że będę mogła odkrywać historię polskich wódek i skarby polskiej kultury”, mówi Karine Madelrieu.

Karine posiada tytuł magistra marketingu i biznesu międzynarodowego uzyskany w Management Schools we Francji. Prywatnie jest pasjonatką podróży, lubi poznawać nowe kultury, znajdować inspirację w sztuce, teatrze i książkach.

Powstaje wielki „plan Marshalla” dla Ukrainy

Nowy plan Marshalla – tak nazywany jest ogromny projekt odbudowy Ukrainy, której koszt według Banku Światowego sięgnie przynajmniej 349 mln dol., a według rządu w Kijowie nawet dwukrotnie więcej. Szczegółowe ustalenia dotyczące tego, w jaki sposób Zachód weźmie udział tym procesie, już trwają, choć terminu zakończenia wojny na razie nie sposób przewidzieć. – Zainteresowanie odbudową Ukrainy jest duże. A ponieważ jest to ogromne przedsięwzięcie, i tak wiele podmiotów, państw i organizacji będzie w nim uczestniczyć, to wszyscy oczekują od instytucji europejskich roli koordynacyjnej – mówi przedstawiciel Komisji Europejskiej Maciej Popowski. Gotowość do odbudowy Ukrainy i wejścia na tamtejszy rynek deklarują też polskie firmy.

– W maju tego roku Komisja Europejska zapowiedziała, że jest gotowa – wspólnie z ukraińskimi władzami – podjąć się koordynacji odbudowy Ukrainy ze zniszczeń wojennych. I teraz przygotowujemy założenia takiej platformy odbudowy, która powinna powstać w najbliższych tygodniach i która będzie ciałem koordynującym działania wspólnoty międzynarodowej – mówi agencji Newseria Biznes Maciej Popowski z Dyrekcji Generalnej ds. Polityki Sąsiedztwa i Negocjacji w sprawie Rozszerzenia UE (DG NEAR) w Komisji Europejskiej.

Z szacunków Banku Światowego wynika, że w tym roku gospodarka Ukrainy może się skurczyć o 35 proc. z powodu utracenia przez kraj zdolności produkcyjnych, zniszczeń dużej części areału ziem uprawnych oraz spadku dostępności siły roboczej, ponieważ wojna zmusiła do wyprowadzki 14 mln Ukraińców. Z opublikowanego na początku września br. raportu Banku Światowego wynika też, że obecny koszt odbudowy Ukrainy – obejmujący moce wytwórcze, infrastrukturę oraz potrzeby społeczne – wynosi przynajmniej 349 mld dol., czyli półtorakrotność całej gospodarki Ukrainy z 2021 roku, sprzed rozpoczęcia wojny. W nadchodzących miesiącach ta kwota może jednak stale rosnąć, bo działania wojenne trwają, a Rosja intensyfikuje ataki m.in. na infrastrukturę krytyczną w dużych miastach.

– Oczywiście nikt nie ma takich pieniędzy w gotówce. Dlatego trzeba stworzyć nowe instrumenty, gwarancje, długoterminowe kredyty, które będzie można wykorzystać do sfinansowania odbudowy Ukrainy we współpracy ze wszystkimi partnerami, którzy są zainteresowani zaangażowaniem w ten proces. To są m.in. międzynarodowe i krajowe banki rozwojowe: Europejski Bank Inwestycyjny, Bank Światowy. W Polsce takim podmiotem mógłby być też Bank Gospodarstwa Krajowego – mówi ekspert. – Zainteresowanie odbudową Ukrainy jest duże. Ale ponieważ jest to ogromne przedsięwzięcie i tak wiele podmiotów, państw i organizacji będzie w nim uczestniczyć, to wszyscy oczekują takiej roli koordynacyjnej właśnie od instytucji europejskich.

Unia do tej pory przeznaczyła na odbudowę Ukrainy 19 mld euro. Eksperci podkreślają potrzebę równoległego wdrażania programu reform w tym kraju, które przygotują go do członkostwa w Unii Europejskiej w przyszłości. Chodzi m.in. o reformy ustrojowe i nakierowanie na walkę z korupcją.

– W czerwcu br. Ukraina stała się już krajem kandydującym do Unii Europejskiej. Oczywiście z tym wiążą się zobowiązania i bardzo złożony proces dostosowania ukraińskiego prawa i instytucji do europejskich norm, standardów, wymagań. Proces odbudowy Ukrainy też jest okazją, żeby przyspieszyć te reformy instytucjonalne, transformację energetyczną, cyfryzację – wymienia pełniący obowiązki dyrektora generalnego w DG NEAR.

Na początku lipca br. w szwajcarskim Lugano odbyła się międzynarodowa konferencja dotycząca odbudowy Ukrainy – Ukraine Recovery Conference (URC 2022), na której pojawiło się prawie 1 tys. delegatów, w tym przedstawiciele ponad 40 krajów oraz kilkudziesięciu organizacji międzynarodowych, takich jak Europejski Bank Inwestycyjny oraz Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). Na zakończenie konferencji jej uczestnicy podpisali tzw. Deklarację z Lugano, w której nakreślili siedem zasad odbudowy tego kraju. Dotyczą one m.in. koncentracji na wewnętrznych reformach w tym kraju, praworządności, ograniczenia wpływu oligarchów i zwalczania korupcji. Podkreślono też potrzebę poszanowania zasad zrównoważonego rozwoju podczas odbudowy Ukrainy ze zniszczeń wywołanych rosyjską napaścią.

– Polskie firmy są zainteresowane udziałem w tym procesie, ponieważ biznes generalnie interesuje się możliwościami rozwoju i zwiększania swoich zysków w różnych obszarach. Ze strony obu rządów jest wola takiej współpracy, są już tworzone ramy prawne i finansowe, a reszta w rękach firm. Dlatego próbujemy kojarzyć ze sobą polskie i ukraińskie przedsiębiorstwa, w tym celu otworzyliśmy też biuro w Kijowie. I to już zaczyna się dziać na razie w małej skali, która będzie rosła – mówi Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, który zorganizował w Warszawie międzynarodową konferencję poświęconą procesowi odbudowy Ukrainy i współpracy biznesu w tym zakresie.

Polska ma przygotować dla Ukrainy ofertę dotyczącą współpracy w odbudowie tego kraju z wojennych zgliszczy, opartą na możliwościach spółek Skarbu Państwa i prywatnego biznesu. Wicepremier Jacek Sasin już w kwietniu br. zwrócił się do państwowych firm z pytaniem o ich gotowość do udziału w tym procesie. Rząd liczy przy tym na przewagę względem innych państw m.in. ze względu na bliskość kulturową i dobre relacje oraz duże zaangażowanie polskich firm na ukraińskim rynku jeszcze przed wojną. 

– Polski i ukraiński biznes w wielu obszarach jest kompatybilny, np. w sektorze rolno-spożywczym. Ukraina ma gigantyczną produkcję rolną, Polska ma doświadczenie, know-how i rozwinięty przemysł przetwórczy na bardzo wysokim poziomie, więc wspólnie jesteśmy w stanie stworzyć światową potęgę. To samo dotyczy sektora np. zbrojeniowego. Natomiast z pewnością tutaj będą konieczne gwarancje rządowe i zaangażowanie wielkich spółek Skarbu Państwa – mówi Cezary Kaźmierczak.

Wśród polskich firm zainteresowanie działalnością w Ukrainie jest bardzo duże. Gotowość do odbudowy tego kraju zgłosiło już ok. 1,2 tys. polskich przedsiębiorstw, które przystąpiły w tym celu do specjalnego programu Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu. Są wśród nich giganci polskiego rynku. Podczas październikowej konferencji „Europe – Poland – Ukraine. Rebuild Together”, zorganizowanej przez ZPP i WEI, doradca zarządu PGNiG ds. Ukrainy Ireneusz Derek poinformował, że spółka chce jeszcze w tym roku dokonać pierwszych odwiertów gazu na zachodzie Ukrainy. Przypomniał też, że PGNiG kupiło w tym celu ukraińską spółkę wydobywczą wraz z odpowiednią koncesją.

– Polska może też pomóc Ukrainie w odbudowie infrastrukturalnej. Tutaj mamy doświadczenie i wiele średnich firm budowlanych, które dzięki temu mają szansę na internacjonalizację i rozwój, mają szansę stać się firmami dużymi – mówi prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców. – Bardzo dobrze zaczyna się rozwijać sektor IT.

ZPP wspólnie z Amazon Web Services uruchomił IT Skills 4U, projekt szkoleniowy dla obywateli Ukrainy, który ma im pomóc w zdobyciu nowych umiejętności cyfrowych i rozpoczęciu kariery w branży IT. W ramach programu zostanie przeszkolonych ok. 12 tys. osób i jak podkreśla prezes ZPP, dzięki temu sektor cyfrowy w Ukrainie mocno się rozwinie.

Zorganizowana na początku października br., międzynarodowa konferencja „Europe – Poland – Ukraine. Rebuild Together” zgromadziła ok. 900 delegatów – przedsiębiorców, ekspertów, parlamentarzystów i polityków – którzy rozmawiali o powojennej odbudowie Ukrainy. W trakcie debaty premier Mateusz Morawiecki zaznaczył, że Polska opowiada się za konfiskatą rosyjskiego kapitału i przeznaczeniem go właśnie na ten cel. Takie stanowisko zaprezentował też minister w Kancelarii Prezydenta RP Jakub Kumoch.

Polska, jak podkreślali uczestnicy, jest ważnym sojusznikiem Ukrainy na arenie międzynarodowej, ale żeby polski biznes w większym stopniu zaistniał  na ukraińskim rynku i zaangażował się w odbudowę Ukrainy, administracja obu krajów musi stworzyć przyjazne i przejrzyste przepisy. Prezes ZPP Cezary Kaźmierczak wskazał jednak, że dzięki zacieśnieniu polsko-ukraińskiej współpracy w przyszłości ten region może nabrać dużego znaczenia politycznego i gospodarczego. 

Nissan Ariya – pierwsza jazda

Nissan zaprezentował swój nowy elektryczny pojazd: Ariyę. Najlepszą okazją po temu była 12 rocznica debiutu Nissana Leaf, pierwszego elektrycznego auta wytwarzanego seryjnie. Premiera modelu Ariya był dla koncernu z Jokohamy swoistym podsumowaniem 2022 roku.  Na rynku, robiąc elektrycznemu autu mocne wejście wcześniej pojawiły się zelektryfikowane: Juke, Qashqai, Townstar i X-Trail.  Wynika z tego, że Nissan spełnia swoje zobowiązanie: tylko do końca 2023 pracuje nad rozwojem silników termicznych a do końca 2030 roku 100 procent gamy pojazdów firmy zostanie w pełni zelektryfikowane.



Ariya otwiera kolejny rozdział w historii bezemisyjnych samochodów Nissana. Auto zbudowano na płycie CMF-EV, czyli na tej samej na której powstaje elektryczne Renault E-Tech. W odróżnieniu od Leafa, jest dużym crossoverem o 18 centymetrowym prześwicie. Auto prezentuje charyzmatyczny design, który Japończycy nazywają futuryzmem. Stylistyka nadwozia jest bardzo prosta, ale na pewno nie ascetyczna. Warto wyróżnić kilka elementów jak choćby „uśmiechnięty” przód elektryka z Jokohamy. Z kolei tył trochę nawiązuje do nowej Elantry i Qashqaia. Wnętrze, bardzo przestronne i otwarte aspiruje do segmentu premium. Moja uwagę zwróciły bardzo szerokie tylne drzwi. Dzięki nim wsiadanie do auta jest wyjątkowo bezproblemowe.



Zaskakuje przestrzeń w kokpicie. Nissan chwali się, że to zasługa „odchudzonej” o 33 procent baterii trakcyjnej. Miejsce pracy kierowcy prezentuje się bardzo atrakcyjnie. Szczególnie, że dzięki wszechstronnej regulacji może dostosować sobie dość dowolnie swoje środowisko.  Za sprawą elektrycznej regulacji ustawienie fotela, kierownicy i także elektrycznie przesuwanej konsoli środkowej nietrudno „ustawić” kokpit według potrzeb. Regulowana konsola pełni funkcję podłokietnika a dodatkowo jest wyposażona w ładowarkę indukcyjną do telefonów komórkowych. Wraz z całą konsolą przesuwa się zamontowany na niej selektor przełożeń oraz sąsiadujący z nim panel dotykowych przełączników. Centrum sterowania uniwersum Nissana Ariya składa się z dwóch ekranów o przekątnej 12,3” każdy. Sporym zaskoczeniem jest to, że nie wszystkim sterujemy via ekran. Część najważniejszych lub najczęściej używanych funkcji wyprowadzono na konsole i panel pod środkowym ekranem.



Do sprzedaży (na razie, 200 sztuk, a kiedy pozostałe – nie wiadomo) trafią trzy wersje modelu: 2WD 63 kWh, 2WD 87 kWh oraz e‑4ORCE AWD 87 kWh. Cena, póki co też pozostaje tajemnicą. Wiadomo, że 200 sprzedanych sztuk wyceniono od 210 do 264 tysięcy złotych. Cennik na rok 2023 będzie inny. Ale, na razie nie widomo jaki.



Udało nam się sprawdzić, jak jeździ elektryczny Nissan Ariya. Ponad 250 kilometrową trasę pokonywaliśmy autem z akumulatorem 87 kWh, napędem 2WD o mocy 178 kW i 300 Nm. momencie obrotowym. Pierwsze wrażenie? Auto jest bardzo dynamiczne. Nawet w ustawieniu Eco nie ma problemów z dynamicznym przyspieszaniem. Oczywiście, wiąże się to ze sporym zapotrzebowaniem na energię. Testowa Ariya zużywała średnio około 21 kWh/100 km. Zejście poniżej 20 kWh oczywiście jest możliwe, ale jak to w przypadku aut elektrycznych wiąże się z rezygnacja z dynamicznej jazdy i mniejszym komfortem termicznym.



Producent podkreśla wysoki komfort akustyczny, jaki zapewnia pojazd. Sprawdzono organoleptycznie: jest cicho, ale testowana niedawno elektryczna Megane sprawiała wrażenie cichszej. Być może odpowiedź tkwi w zawieszeniu. To w Nissanie Ariya jest chyba nieco sztywniejsze, bardziej sportowe niż w przypadku francuskiej kuzynki. Która w mojej opinii od Nissana jest nieco mniejsza i mniej pojemna.



Sporym zaskoczeniem jest układ kierowniczy. Moim zdaniem zbyt miękki i komfortowy. Spodziewałem się, że przy wyższych prędkościach będzie nieco twardszy. Tymczasem…, nie był. Wspomaganie działa za dobrze co pewnie nie wszystkim przypadnie do gustu.



Czy Ariya jest warta swojej ceny? Na to pytanie odpowiem, jak ją poznamy. Na pewno nie będzie tanio. Bo tanio nie było! Ale to zabieg wyraźnie zamierzony. Tym modelem Nissan puka do drzwi segmentu premium. Czy uda mu się do niego wejść? Czas pokaże…

 

Specyfikacja techniczna
na rynek europejski
ARIYA 2WD ARIYA e-4ORCE (AWD)*
63 kWh 87 kWh 87 kWh
Pojemność akumulatora 66 kWh (znamionowa)

63 kWh (użytkowa)

91 kWh (znamionowa)

87 kWh (użytkowa)

91 kWh (znamionowa)

87 kWh (użytkowa)

Moc 160 kW 178 kW 225 kW
Moment obrotowy 300 Nm 300 Nm 600 Nm
Maksymalna prędkość obr. silnika elektrycznego 13 520 13 520 13 520
Przyspieszenie
(0-100 km/h)
7,5 s 7,6 s 5,7 s
Maksymalna prędkość 160 km/h 160 km/h 200 km/h
Zasięg
(w cyklu mieszanym WLTP)
do 403 km do 533 km do 500 km
Maksymalna masa całkowita przyczepy 750 kg 1500 kg
Długość 4595 mm
Szerokość 1850 mm
Wysokość 1660 mm
Rozstaw osi 2775 mm 2775 mm 2775 mm
Zwis przedni 875 mm 875 mm 875 mm
Zwis tylny 945 mm 945 mm 945 mm
Masa
(w zależności od wersji
i poziomu wyposażenia)
1800 kg – 2300 kg
Rozstaw osi 2775 mm
Pojemność bagażnika 2WD: 468 l / 4WD: 415 l
Typ ładowarki CCS
Moc szczytowa AC 7,4/22 kW 7,4/22 kW 7,4/22 kW
Moc szczytowa DC 130 kW 130 kW 130 kW
Doładowanie prądem stałym z 20% do 80% pojemności 267 km w 30 min 350 km w 30 min 325 km w 30 min
Gwarancja na pojemność akumulator 8 lat lub 160 000 km
Typ zawieszenia przedniego Niezależne, kolumny MacPhersona
Typ zawieszenia tylnego Niezależne, wielowahaczowe
Rozmiar opon (przód i tył) 235/55 R19 lub 255/45 R20 (dostępne w opcji)

 

Cupra Born EV 58 kWh 231 KM: Tożsamość Borna.

Skąd nawiązanie do prozy Roberta Ludluma? Skojarzenie nasuwa się samo. Cupra Born to przynajmniej w 70 procentach Volkswagen ID.3. Zarówno nadwozie jak wnętrze pochodzą z Wolfsburga. Do Martorell trafiły w ramach wewnątrz koncernowej współpracy. Jednakowoż Hiszpanie trochę nad darem z Niemiec popracowali I tu właśnie rodzi się pytanie, ile ID.3 jest w Bornie?  Albo raczej, ile Borna w ID.3



Nawet mało wprawne oko dostrzega, że auta są podobne, ale nie identyczne. Profil to w zasadzie ID.3. Ale jest coś, co te auta odróżnia. I o ile ID.3 jest ekstrawagancki to w Bornie tej ekstrawagancji jest zdecydowanie więcej. Wszystko za sprawą stylizacji przodu i tyłu auta.  Zacznijmy tym razem od strony bagażnika. Tu bowiem podobieństwa jest więcej. Ale Hiszpanie spersonalizowali tył projektując zupełnie inne lampy tylne i dodając LED-owy pasek łączący owe lampy. Jest też coś na kształt dyfuzora podkreślającego sportowe geny Cupry Born.



Przód to już w 100 procentach design z Martorell. Przód ID.3 jest, mimo awangardowego projektu dość zachowawczy. Trochę w stylu Golfa czy UP`a. Ten z Cupry Born jest zupełnie inny. Można zaryzykować twierdzenie: charyzmatyczny. Tak pojmowana funkcjonalność naprawdę budzi emocje. Nie wiem, dlaczego, ale przód pojazdu skojarzył mi się z rekinem-wegetarianinem z filmu Gdzie jest Nemo. I to jest ze wszech miar sympatyczne skojarzenie.



Wnętrze, to także adaptacja kokpitu z ID.3. Wszystko, co przed oczyma kierowcy znamy z VW. Ale szczegóły to już inna sprawa. To, co widzimy w wyświetlaczu głównym i na środku deski, to zupełnie inny infotainment od znanego z elektryka z Wolfsburga. Jest wprawdzie równie mało intuicyjny i zbyt skomplikowany, ale mimo wszystko szybszy, bardziej czytelny i lepszy. Pozwala na przykład na tzw. mirror screen bez potrzeby podłączania telefonu via kabel. W przypadku iPhone jest to bowiem dość kłopotliwe. Typowy interfejs Apple Car Play można uzyskać po podłączeniu kablem. A ten, trzeba nabyć drogą kupna, albowiem jest to niezupełnie standardowy przewód z końcówkami USB C – Lighting. W Bornie na szczęście ten kłopot odpada. Co nie zmienia mojej opinii o systemie inforozrywki aut VGA.



Co jeszcze różni koncernowe bliźniaki? Otóż – fotele. O ile w ID.3 miejsca dla kierowcy i pasażera były ze wszech miar standardowe o tyle te w Cuprze Born odpowiadają sportowemu DNA submarki. Głębokie siedziska idealnie trzymają na boki a przy okazji są bardzo wygodne. Warto dodać, że doskonale się prezentują. Jednakowoż pojemność wnętrza jest identyczna. To znaczy w Bornie w komfortowych warunkach transportujemy 4 osoby i ich bagaż: dokładnie 385 litrów lub 1270 po złożeniu oparcia.



Do napędu hiszpańskiego elektryka przeznaczono trzy silniki elektryczne o mocy 150, 204 lub 231 KM. Zapas energii magazynuje jeden z trzech akumulatorów o pojemności 45, 58 i 77 kWh. Napęd, tak jak w przypadku ID.3 na koła tylne przekazuje skrzynia automatyczna. Testowe auto napędzał motor o mocy 231 km generujący 310 Nm. W sumie, elektryczny hot hatch w tej konfiguracji osiąga 160 km/h (oczywiście, prędkość jest ograniczona) a 100 km/h w 6,6 sekundy. Teoretyczny pobór energii według WLTP wynosi 15,7 – 16,8 kWh/100 km. Praktycznie, w redakcyjnym teście auto pobierało od 18 do 22 kWh/100 km.



Akumulator opróżnia się wprost proporcjonalnie do prędkości, temperatury zewnętrznej i używanych w danej chwili odbiorników energii. Oczywiście, im szybciej jedziemy tym szybciej wyładowuje się akumulator trakcyjny. Przy prędkościach miejskich osiągniecie 15,5 kWh nie jest specjalnie skomplikowane. Szczególnie gdy jedziemy w trybie Eko ze zwiększonym trybem rekuperacji. W trasie przy 90 km/h osiągnięcie 17,8-18 kWh/ 100 km też nie jest specjalnym wyczynem. Przy 110 jest już około 18,5-19 kWh a przy prędkości autostradowej niespecjalnie daje się zejść poniżej 22-24 kWh. Jeśli włączymy klimatyzację lub ogrzewanie auta, musimy liczyć się z poborem większym nawet o około 30 procent! Producent sugeruje, że w idealnych warunkach auto przejedzie 420 km. Nam udało się 360. Inna sprawa, że niespecjalnie oszczędzaliśmy…



Jak jeździ elektryczny hothatch? Zasadniczo, nie mam zastrzeżeń. Prowadzenie auta, bez uwag. Układ kierowniczy jest bardzo czuły. Na szczęście, siła wspomagania maleje wraz z prędkością. Kierowca otrzymuje więc wszystkie niezbędne do bezpiecznego prowadzenia informacje. Na pewno pewnemu prowadzeniu sprzyja, dzięki ciężkim bateriom trakcyjnym nisko położony środek ciężkości. Przy okazji, odpowiadając na nie zadane pytanie: nie, nie jest to immanentna cecha aut EV. Oczywiście, wszystkie projektowane jako pojazd typowo elektryczny mają, poprzez usytuowanie baterii w podłodze nisko położony środek ciężkości. Ale, nie w każdym da się to przełożyć na dobrą trakcję…,



Zawieszanie jest dość sztywne. Szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że auto jest tak twarde. Ale, nie jest to zarzut. Cupra Born z motorem serii eBoost jest naprawdę ostrym hatchbackiem. 6,6 do 100 km/h to zacny wynik. Zwarzywszy, że niewiele lepsze przyspieszenie ma Mustang Mach E czy VW ID.5. Do tego, Born to samochód z tylnym napędem. Gwoli informacji, tak jak większość elektryków, miewa kłopoty z trakcją. Szczególnie, przy ruszaniu na mokrym. Nadmiar momentu dostępnego w zasadzie od uruchomienia silnika sprawia, że koła potrafią się ślizgać. Jasne, że elektronika działa. Ale, robi to z minimalnym opóźnieniem. Przy lekkim, jak na elektryka aucie zamontowanie mniej sprężystego zawieszenia mogłoby skutkować opłakanymi skutkami.



No to jak jest z tą tożsamością Borna? Otóż, pomimo podobieństw do niemieckiego kuzyna ma więcej niż sporą dawkę indywidualizmu. Ba, patrząc na samochód z przodu, trudno się zorientować, że Born to w zasadzie klon ID.3. Samochód jeździ też nieco inaczej niż niemiecki kuzyn. Szczególnie po aktywacji trybu Cupra. Innymi słowy, kupując Cuprę Born nie kupujemy przebranego w sportowy dresik ID.3. Mimo podobieństw, to tak naprawdę zupełnie inne auta…

 

Zalety

wygląd

dużo przestrzeni wewnątrz

fotele i kanapa

zasięg w trybie miejskim

Wady

system inforozrywki

kłopoty z trakcją przy ruszaniu

Podstawowe parametry techniczne:

Długość: 4322 mm

Szerokość: 1778 mm

Wysokość: 1540 mm

Rozstaw osi: 2760 mm

Pojemność bagażnika: 385/1267 l

Parametry silnika i przeniesienie napędu:

Napęd na koła tylne

Silnik elektryczny

Maksymalna moc: 231 KM

Maksymalny moment obrotowy: 310 Nm.

Osiągi:

Prędkość maksymalna: 160 km/h

przyspieszanie 0-100 km/h: 6,6 s

Dwa łyki ekonomiki:

Deklarowany średni pobór energii: 15,7-16,8 kWh/100 km

Średni pobór energii w teście: 18,5 kWh/100 km

Akumulator trakcyjny: 58 kWh

Zasięg praktyczny: 380 km

Cena: od 158 600 złotych

Umacniający się dolar nie oznacza przeceny złota w polskiej walucie

Cena złota spada i może nadal spadać- prognozuje Prezes Mennicy Skarbowej. Obecnie wartość produktów inwestycyjnych wytworzonych w tym kruszcu w największym stopniu jest uzależniona od decyzji FEDU podnoszącego stopy procentowe w USA oraz umacniającego się dolara. Jednak właśnie z tego powodu cena złota de facto nie zmienia się jeśli weźmiemy pod uwagę polską walutę. Polacy nadal chętnie inwestują swoje oszczędności w złoto, przede wszystkim dlatego, że złoto bezpiecznie przenosi wartość pieniądza w czasie. W porównaniu do innych aktywów jest zdecydowanie inwestycją długoterminową Mennica Skarbowa nadal obserwuje bardzo wysoki popyt na złoto.

Jarosław Żołędowski, Prezes Mennicy Skarbowe

Trwający kryzys geopolityczny i wybuch wojny w Ukrainie znacząco przyczyniły się do zwiększonego zainteresowania inwestycjami w złoto. W marcu bieżącego roku kruszec ten przebił próg cenowy dwóch tysięcy za uncję [przyp. 2 058,30 USD/ uncja w dn. 08.03.br.]. Niepewność spowodowana rosyjską agresją na Ukrainę pobudziła wyobraźnie inwestorów pragnących zabezpieczyć się finansowo przed różnymi możliwościami.

– Marcowy pik cenowy złotawynikał z niepewności. Był to wynik wyższy, niż ten spowodowany pandemią Covid-19 w 2020 roku lub kryzysem ekonomicznym z 2011 roku. W ostatnich tygodniach obserwujemy jednak spadek cen złota i w mojej ocenie nadal jest potencjał do przeceny. Jest to między innymi efekt silnego dolara, a szczególnie decyzji amerykańskiego FEDU o walce z inflacją. Wszyscy więc czekają na kolejne podwyżki stóp procentowych w USA, a to oznacza umacnianie się dolara. Ta waluta jest obecnie w bliskiej korelacji z wyceną złota więc cena tego kruszcu nadal może spadać. Jednak w Polsce nadal trzeba zapłacić za uncję złota ponad 8000 PLN, więc zasadniczo cena wyrażona w polskiej walucie się nie zmieniła. – dostrzega Jarosław Żołędowski, Prezes Mennicy Skarbowe

Proszę spojrzeć także na inne wskaźniki – inflacja w Polsce utrzymuje się na poziomie 17%, a niektórzy analitycy prognozują, że będzie jeszcze wyższa i utrzyma się przez długie miesiące. Lokaty bankowe utrzymujące się na poziomie nawet 7% oznaczają realną stratę z inwestycji. Coraz trudniej kupić też mieszkanie z przeznaczeniem na wynajem, bo deweloperzy wstrzymują nowe inwestycje. Nie wszyscy chcą kupować akcje na giełdzie, którą też czekają ciężkie czasy.

A kryptowaluty to jednak oferta dla inwestorów lubiących emocje. W takim otoczeniu złoto nadal jest dobrą inwestycją – szczególnie dla tych, którzy inwestują długoterminowo. Inwestycje w złoto można zacząć już od kilkuset złotych. Dużą popularnością od wybuchu wojny cieszą się szczególnie produkty o małej gramaturze. Złoto można łatwo sprzedać, bo to aktywo bardzo płynne, łatwo zbywalne na całym świecie. Do tego wojna w Ukrainie nadal sprzyja niepewności na rynkach finansowych. Jest jeszcze inna kwestia, złoto stało się w Polsce bardzo popularne w ciągu ostatnich 2-3 lat – dodaje Prezes.

Początkiem tego roku Mennica Skarbowa szacowała, że Polacy kupili około 14 ton złota w 2021 roku.

– Nasze analizy wskazują, że w 2022 roku Polacy zakupią jeszcze więcej złota, niż przed rokiem. Z informacji uzyskanych od międzynarodowych mennic – producentów złota wynika, że Polska jest co najmniej w piątce, jeśli nie w pierwszej trójce państw Unii Europejskiej pod względem sprzedaży złota. Wystarczy spojrzeć na półroczny raport Mennicy Skarbowej, by dostrzec, że pierwsze półrocze było rekordowe jeśli chodzi o sprzedaż tego kruszcu. W pierwszym półroczu br. Mennica Skarbowa sprzedała aż 2,4 t złota. Przewidujemy, że w najbliższym czasie zakup złota nadal będzie się cieszył sporą popularnością wśród inwestorów. Na jak długo? – Trudno powiedzieć. Pogłębiający się kryzys energetyczny oraz galopująca inflacja, a co za tym idzie – nieustannie wzrastające ceny żywności i usług z pewnością odbiją się na portfelach Polaków. Przeznaczając więcej funduszy na żywność, opłaty i inne koszty życia, zapewne będą nabywać mniej aktywów inwestycyjnych – zauważa Żołędowski.

Mennica Skarbowa w I poł. 2022 r. sprzedała 2,4 tony kruszcu, co stanowi wzrost o 141% r/r w porównaniu do roku ubiegłego. Największym zainteresowaniem wśród kupujących cieszą się wciąż sztabki o wadze 100g i 1 uncji, a także monety bulionowe, zwłaszcza Kanadyjski Liść Klonowy i Australijski Kangur. Miesięcznie spółka realizowała kilka tysięcy transakcji sprzedaży złota, zarówno w swojej sieci stacjonarnej, jak i online, podano. Mennica Skarbowa kupuje złote produkty wyceniane w EURO u największych producentów zrzeszonych w LBMA (London Bullion Market Association), czyli organizacji, która wyznacza i nadzoruje najwyższe standardy na rynku. Spółka współpracuje między innymi z mennicami: Perth Mint (Australia), Heraeus (Niemcy), Agor-Heraeus (Szwajcaria), Münze Österreich (Austria), Rand Refinery (RPA), PAMP Suisse (Szwajcaria), Royal Canadian Mint (Kanada), Shanghai Mint (Chiny), The Royal Mint (Wielka Brytania), Umicore-Degussa (Niemcy), The United States Mint (Stany Zjednoczone), Valcambi Switzerland (Szwajcaria) czy C.Hafner (Niemcy).

Dom jak BMW X5. Wywiad z Gawłem Biedunkiewiczem

Dom typu premium jest jedynym obiektem w tej kategorii produktów, którego nie da się nabyć w sposób komfortowy. Postanowiliśmy to zmienić, oferując możliwość zakupu domu prefabrykowanego z przysłowiowej „wyższej półki” w warunkach bezstresowych, wraz z całościową obsługą wysokiej jakości. Pragniemy być postrzegani jako dostawcy komfortowej usługi premium, której dotąd na polskim rynku budowlanym nie było” – na temat autorskiej koncepcji budownictwa rezydencjonalnego rozmawiamy z architektem Gawłem Biedunkiewiczem, współwłaścicielem szczecińskiej firmy Nowa Norma.

rozmawiała Arletta Liro / OKK!

Arletta Liro (AL): Nowa Norma – firma założona i prowadzona przez pana, właściciela pracowni biastudio, wspólnie z kolegą – architektem Karolem Nieradką, który również działa nadal jako projektant – znalazła optymalną odpowiedź na pytania i dylematy dotyczące wymagających klientów, którzy zdecydowali się zrealizować marzenie o własnym domu. Stworzyliście koncepcję współczesnej jednorodzinnej rezydencji jako designu. Klient otrzymuje ją od was w formie gotowego produktu. Na tej samej zasadzie, na jakiej nabywa nowy, luksusowy samochód w salonie dilera. Mówimy bowiem o domu kategorii premium, ale produkowanym seryjnie, a zatem szybciej niż w technologii tradycyjnej, lecz nie ustępującym jej jakością. Dla wielu potencjalnych klientów będzie to rozwiązanie idealne, które jednak wcześniej nie przyszło im do głowy, bo o ile poszukując samochodu raczej na pewno nie zdecydujemy się na prototyp, o tyle rozważając budowę nie myślimy o tym procesie jako o „prototypowaniu”, a więc de facto eksperymentowaniu ze wszystkimi związanymi z tym zagrożeniami. Zamiast tego, przynajmniej na początku, poddajemy się romantycznym nastrojom: mój dom, jedyny, niepowtarzalny. Za to później powoli tracimy entuzjazm, gdy okazuje się, że budowa może potrwać dłużej niż zaplanowaliśmy, pochłonąć koszty większe niż zakładane, a przy tym nie zostanie zwieńczona rezultatem, jakiego się spodziewaliśmy…

Gaweł Biedunkiewicz (GB): To niestety prawda. Największą wadą rodzimego budownictwa rezydencjalnego, szczególnie klasy premium, pozostaje to, że – właśnie z tego powodu, że jest to eksperyment – koszty tego eksperymentu ponosi jednoosobowo zamawiający, czyli inwestor. Oczywiście architekt, który sprzedaje pierwotną ideę, uczestniczy w całym procesie. Rozmawia z klientem, współtworzy ją wspólnie z nim. Nie zmienia to jednak faktu, że koszty wdrożenia owego prototypu są w całości po stronie człowieka, który decyduje się na samodzielną realizację unikatowego projektu własnego domu. Obietnica, jaką daje architekt, nie jest więc realizowana jego rękoma tylko osób trzecich. A inwestor jest zmuszony całe ryzyko związane z prototypowaniem wziąć na siebie. Równocześnie jest w Polsce duże grono klientów, którzy tego nie potrzebują. Bo zajmują się czym innym, są profesjonalistami w odległych od architektury dziedzinach i nie chcą się zagłębiać w arkana budownictwa. Pragną po prostu otrzymać dobry produkt. Ale równocześnie nie udadzą się w tym celu do dewelopera, by kupić dom obok kogoś, kto będzie miał identyczną zabudowę. Albo nie zaakceptują tego domu w miejscu, gdzie deweloper go sprzedaje. W tej sytuacji czują się skazani na rozwiązanie tradycyjne – projekt i budowę domu od podstaw. Nieprzypadkowo w świecie nieruchomości mówi się, że istnieją trzy najważniejsze wartości: lokalizacja, lokalizacja i jeszcze raz lokalizacja. Jeżeli podążając tym tropem zechcemy zamieszkać tam, gdzie sobie wymarzyliśmy nie pozostanie nam więc nic innego jak wdrażanie prototypu. Oczywiście, można polemizować, że prototypem nie będzie budownictwo typowe, tzw. „dom z katalogu”. Ale tym sposobem możemy uzyskać pastisz budownictwa i dodatkowo nie unikniemy prototypowania, bo produkt z katalogu nie jest przecież sprzedawany razem z wykonawstwem! Zaobserwowaliśmy wśród klientów potrzebę otrzymania produktu premium, lecz bez podążania drogą budowlanego eksperymentu. Stąd oczywiście pomysł na Nową Normę, oparty o nasze skrajnie odmienne osobowości. Z jednej strony jest więc Karol Nieradka – znany i doceniany w Polsce projektant domów klasy premium, nagradzany architekt z olbrzymim dorobkiem. Z drugiej jestem ja, który zajmuję się budownictwem przemysłowym i użyteczności publicznej – aspektami architektury oraz budownictwa niezwiązanymi z mieszkalnictwem. To, że od lat jestem zaangażowany w działania dla biznesu, okazało się w tym przypadku atutem. Równocześnie pozwoliło mi dostrzec analogie pomiędzy budownictwem rezydencjonalnym, a obszarem budownictwa przemysłowego, gdzie obudowujemy maszynę i to właśnie maszyna jest sercem koncepcji, a nie sam budynek.

Gaweł Biedunkiewicz

AL.: Rozwinie pan tę myśl?

GB: Zakłady przemysłowe bardzo rzadko dysponują kompetentnym zespołem specjalistów związanych z wykonawstwem. Mamy deficyt kapitału ludzkiego, szczególnie jeśli chodzi o widzę ścisłą. Z tego właśnie powodu przeciętny zakład przemysłowy jest bardzo mało zainteresowany angażowaniem się w budownictwo. Chce po prostu pozyskać obudowę dla kolejnego urządzenia, dla magazynowanych produktów oraz usług, których potrzebuje. Tutaj dochodzimy do wspomnianego porównania. Ponieważ ja podobnie wyobrażam sobie współczesną rodzinę! Powinna ona koncentrować się na tworzeniu ciepła domowego, a równocześnie eksponować i rozwijać inne swoje talenty, nie tracąc czasu i energii na tematy, które są członkom tej rodziny obce. Nie angażować się tam, gdzie pojawia się czynność techniczna dotycząca stworzenia domu rozumianego jako funkcjonalna i estetyczna „obudowa” dla tej rodziny, bo w tym przypadku to ona jest wspomnianym wcześniej „sercem”. Pewna uniwersalność i powtarzalność są więc w tym przypadku pomocne, a wręcz niezbędne.

AL.: Jak konkretnie powstawała Nowa Norma?

GB:
W istocie to ja przyszedłem do Karola ze szkicem pomysłu. Drobne wykonawstwo miałem już za sobą, realizowałem też budynki rezydencjonalne jako wykonawca. Zdobyłem uprawnienia również w Irlandii, a tam architekt jest trochę innym zawodem. Częściej odbierany jako facet w kasku, który nadzoruje budowę niż rysownik, jak najczęściej bywa u nas postrzegany. Od 2009 roku, kiedy zacząłem działalność w Szczecinie, pracowałem w Polsce jako inwestor zastępczy starając się oferować pełen pakiet, czyli zarówno projekt jak i nadzór, a także kontrolę i pomoc w wyłonieniu wykonawcy. Już wówczas dążyłem do tego, by proponować produkt gotowy właśnie z myślą o ludziach, którzy niekoniecznie mają potrzebę uczyć się budownictwa, bo są świetni w czymś innym i dobrze im z tym, niezależnie czy mówimy o osobie czy o podmiocie gospodarczym. Po drugiej stronie mocy był Karol, który powiedział, że dostaje dwa telefony w tygodniu od osób, które chciałyby kupić taki sam dom jak zaprojektowany przez niego fenomenalny Dom w Dobrej. Odpowiadał im niezmiennie: „Dom w Dobrej został zaprojektowany dla konkretnej osoby, na konkretnej działce, gdzie istnieje konkretny układ przestrzenny – jest tam garaż w piwnicy, ponieważ występuje różnica terenu.” Jednak to nie zniechęcało dopytujących, którzy odpowiadali: w tej sytuacji chcielibyśmy zmienić trochę ten dom, ale on jest tak piękny, funkcjonalny i tak dobrze „leży”, że nie chcemy już szukać innego. Moja idee fixe była zatem taka, żeby dać inwestorowi dom pod klucz, gotowy produkt. Natomiast Karol równolegle doświadczał natrętnego wręcz zainteresowania domem, który zaprojektował. Jako odpowiedzialny architekt powtarzał do znudzenia, że nie da się zrobić dwóch Domów w Dobrej, bo nie ma dwóch takich samych działek na świecie. W moim pomyśle dostrzegł sposób na usatysfakcjonowanie wszystkich tych potencjalnych klientów, których wcześniej musiał odesłać z przysłowiowym kwitkiem. W połączeniu naszych doświadczeń i aspiracji tkwił niesamowity potencjał. Usiedliśmy więc do deski kreślarskiej równolegle nawiązując kontakty z firmami zajmującymi się prefabrykacją i stworzyliśmy taką formułę rezydencjonalną, która oczywiście nawiązuje do Domu w Dobrej, ale jest dużo bardziej uniwersalna. Ta uniwersalność przejawia się nie tylko w tym, że usunęliśmy piwnicę i dopasowaliśmy projekt do prefabrykacji. Dużo naszej twórczej energii i pracy włożyliśmy w to, żeby dom, który już wówczas postanowiliśmy oferować jako Nowa Norma, był odpowiedni dla różnych użytkowników. Na naszej stronie prezentujemy ten projekt, który jest przygotowany do seryjnej produkcji i został oparty o oryginalny Dom w Dobrej. A anegdota jest taka, że kiedy już jako Nowa Norma nawiązaliśmy kontakt z dostawcami systemów inteligentnego domu, dystrybutor, który rozmawiał z nami o tych systemach, w pewnym momencie stwierdził: „Wiecie, przychodzą do mnie różni architekci z rzutami, które są prawie identyczne jak tego waszego domu”. Okazuje się, że zaistniał jakiś niewyjaśniony fenomen, jeśli chodzi o ten konkretny dom premium autorstwa Karola. Bo wygląda na to, że znalazł on receptę na dom idealny. Odpowiedział na oczekiwania więcej niż jednego człowieka, co nie było jego intencją, ale się wydarzyło…

AL.: Stworzył więc projekt analogiczny do dobrze zaprojektowanego samochodu – że po raz kolejny przywołam to skojarzenie – którego uniwersalność jest jednak jak najbardziej intencjonalna.

GB: Tak, dokładnie. Dom wymyślony po najdrobniejszy element jak dobrze zaprojektowany samochód. W ten sposób staliśmy się trochę Henrym Fordem (śmiech). Bo zauważyliśmy, że jeśli zmienimy niedużo w „prototypie”, to od produkcji warsztatowej pojedynczego modelu możemy płynnie przejść do produkcji seryjnej. Włożyliśmy jednak sporo pracy intelektualnej w to, żeby dom Nowej Normy mógł się starzeć wraz z człowiekiem, rozwijać się z rodziną, dopasowywać się do użytkowników. Okazało się bowiem, że tu właśnie tkwi klucz do sukcesu i nasza przewaga. Ponieważ ludzie, realizując na własną rękę prototyp w postaci domu, postrzegają go z perspektywy „tu i teraz”. Nie dostrzegają zderzenia tej koncepcji z bogactwem życia i jego dynamiką. A budynki, w wersji idealnej, wznosi się przecież na lata. Budując dom w wieku, powiedzmy, trzydziestu czy czterdziestu lat, budujemy go także dla siedemdziesięciolatka, którym kiedyś będziemy. Wznosimy go na moment, gdy w domu jest gwardia dzieciaków i na czas, kiedy się od nas wyprowadzą.

AL: A wówczas miejsce dzieci mogą zająć starzejący się rodzice…

GB:
Dokładnie tak. Właśnie na adaptowalności polega siła koncepcji domu Nowej Normy z jego parterowym układem w formie litery „L” jako bardzo ważnym elementem. Dwie strefy, dzienna i nocna, nie zostały wydzielone żadnymi barierami architektonicznymi. Można powiedzieć, że „zaglądają” do siebie, ale nienachalne, bo w sposób bardzo przemyślany. Kluczem do „Domu w Dobrej” były właśnie te zamknięcia i otwarcia widokowe – występuje w nim część dzienna i nocna, ale jednocześnie następuje powiązanie stref, znacznie lepsze niż na przykład w przypadku domu z poddaszem użytkowym. Dom Nowej Normy jest nieuniknioną konsekwencją tego pierwotnego, tak lubianego przez klientów, pomysłu Karola. W trakcie procesu w naszych głowach pojawiło się mnóstwo wspierających refleksji na temat tego, jak bardzo możemy poprawić życie ludziom przez to, że nie budujemy tego domu jeden raz, tylko wielokrotnie. Możemy więc sięgnąć po produkty, które się lepiej sprawdzą, możemy zmodyfikować nieco design za każdym kolejnym razem. Dokładnie tak jak z samochodem, powracając do przywołanej wcześniej analogii, możemy zmienić silnik na lepszy, możemy znaleźć lepsze materiały wykończeniowe i mogą one dalej ewoluować wraz z rozwojem technologii. W przypadku domu powtarzalnego łatwiej jest również sprawić, że projekt pozostanie aktualny niż w przypadku realizowania prototypu. Moje doświadczenia z obszaru budownictwa przemysłowego są takie, że w momencie, kiedy mamy do czynienia z dużą inwestycją przemysłową, gdzie występuje wiele decyzji środowiskowych, decyzji o warunkach zabudowy i innych, zdarza się, że procedura projektowania i powstawania budynku przemysłowego jest tak długa, że w tym czasie maszyna, która ma w nim stanąć zmienia się na tyle, że w końcu… budynek staję się nieaktualny! W jakimś sensie to samo dzieje się z budownictwem mieszkaniowym realizowanym tradycyjnie, ponieważ proces inwestycyjny rozpoczyna jeden człowiek, a kończy go często ktoś zupełnie inny. W Nowej Normie chcemy wyraźnie powiedzieć, że to jest właśnie ten kluczowy element, który nie działa w tradycyjnym budownictwie. Nie nadąża ono za pierwotną myślą, która jest o kilka lat wcześniejsza niż produkt końcowy. My postanowiliśmy tego uniknąć. Prefabrykacja i powtarzalność, seryjność, pozwala projektowi pozostać „na czasie” aż do zakończenia procesu. Powszechnym jest, że do architektów przychodzą młode małżeństwa, gdy kobieta jest w pierwszych miesiącach ciąży. Dom tradycyjny nigdy w tych dziewięciu miesiącach się nie wydarzy, a nasz może!

AL.: Może się „narodzić” w ciągu dziewięciu miesięcy?!

GB:
Tak! Jeśli zaistnieją dogodne warunki prawne to istnieje bezwzględna możliwość, że klient będzie mógł wprowadzić się po dziewięciu miesiącach od podpisania umowy. Istnieją okoliczności, w których jest to możliwe.

AL: Pogoda też musi sprzyjać…

GB:
Właśnie niekoniecznie. Nasz budynek wbrew pozorom jest bardzo odporny na pogodę, jeśli chodzi o proces inwestycyjny. Zakładamy de facto tylko około siedmiu dni, które są znacząco zależne od pogody, w całym procesie inwestycyjnym! Realizujemy budynki w konstrukcji żelbetowej, ponieważ spełniają one podstawową potrzebę Polaka dotyczącą solidnej konstrukcji i trwałości. W Polsce nadal wybudowanie domu z żelbetu postrzegane jest jak kupno Toyoty – jedno i drugie nie straci na wartości. Użycie tego właśnie materiału gwarantuje, że dom będzie żył długo, że będzie się ładnie starzał z inwestorem. Życie techniczne naszego obiektu jest naprawdę bardzo długie. Jako architektom nie jest nam bowiem obojętna kwestia śladu węglowego. Dlatego proponujemy dom na całe życie, a nawet więcej niż jedno pokolenie. Mój brat, inżynier mechanik, mawia, że jako cywilizacja zrobiliśmy wiele rzeczy bardzo złych. Należy jednoznacznie stwierdzić, że w chwili obecnej jesteśmy w takim punkcie, iż jedyną grupą, która jest w stanie to naprawić, są inżynierowie. Tylko poprzez rozwiązania inżynierskie jesteśmy w stanie jako cywilizacja rozwiązać globalne problemy. Największą zmorą wszystkich emisji jest przecież produkcja przemysłowa. Wiadomo, że jeśli chcemy być ekologiczni w jeżdżeniu samochodem, to powinniśmy go nie wymieniać. Bo emisje spowodowane produkcją są wielokrotnie większe niż emisje użytkowe. Dom Nowej Normy już teraz jest bardzo dobrze odbierany społecznie za sprawą swojej funkcjonalności, adaptowalności. Jest parterowy i pozbawiony architektonicznych barier, a więc dostępny dla osób z niepełnosprawnościami, dla osób wielu potrzeb. Jednocześnie jego wielkość jest na tyle optymalna, że zmieści się w nim nawet pięcioosobowa rodzina, a z drugiej strony nie będzie też za duży dla pary, która oczekuje wyjątkowego komfortu. To powoduje, że ten budynek o powierzchni 177 mkw., jeśli już raz powstanie, będzie potem sprawnie działał przez dziesięciolecia! Bo nie jest źle pojętym eksperymentem, który wkrótce będzie wymagał adaptacji. To chyba jest jego najważniejsza zaleta obok rozwiązań stricte inżynierskich.

AL.: Na swojej stronie napisaliście: „Nazywamy się Nowa Norma, bo naszą misją jest zmiana standardów budowy domów”. O zmianie standardu już opowiedzieliśmy. Proszę jeszcze na koniec powiedzieć kilka słów na temat „misji”.

GB: Nasza misja sprowadza się do ułatwiania i uprzyjemniania życia poprzez dostarczenie klientowi domu w standardzie premium jako miłej, bezproblemowej dla niego usługi, a nie przysłowiowej drogi przez mękę. Wyobrażamy sobie, że może przyjść do nas mąż z żoną, podpisać umowę na wybudowanie domu, a potem, w pełni zrelaksowany, pójść do centrum handlowego albo na dobry obiad. Bez patrzenia sobie głęboko w oczy z niemym pytaniem „czy naprawdę chcemy się na to decydować?”. Dzisiaj dom typu premium jest jedynym obiektem w tej kategorii produktów, którego nie da się nabyć w sposób komfortowy. My postanowiliśmy to zmienić, oferując możliwość zakupu domu prefabrykowanego z przysłowiowej „wyższej półki” w warunkach bezstresowych, wraz z całościową obsługą wysokiej jakości. Pragniemy być postrzegani jako dostawcy komfortowej usługi premium, której dotąd na polskim rynku budowlanym nie było.Warto dodać, że dom Nowej Normy można otrzymać w cenie porównywalnej do wybudowanego metodą tradycyjną o podobnej powierzchni. Przy tym nasz na pewno jest odporniejszy na inflację, która obecnie ma olbrzymie znaczenie. Wiele osób, które dzisiaj decydują się na projekt domu realizowanego metodą tradycyjną, nie ma pojęcia, za ile go zbuduje. A podpisując z nami umowę, już pierwszego dnia klient wie, jaka będzie ostateczna cena, która zależy tylko od standardu wykończenia. Na tej samej zasadzie jak kupując na przykład BMW X5 możemy wybrać spośród kilku modeli aranżacji wnętrza od classic po premium. Podobieństwo do standardów stosowanych w przemyśle samochodowym odzwierciedla się nie tylko w kwestiach materiałowych, np. od rozwiązań eko-budżetowych po prawdziwe deski, ale także w instalacjach, gdzie pojawia się klimatyzacja, inteligentna elektryka, coraz bardziej doskonała elektronika. A równocześnie – ponieważ zaistniał ów fenomen popularności domu Nowej Normy wzorowanego na, nie boję się użyć tego słowa, kultowym Domu w Dobrej – nie widzimy potrzeby prowadzenia dalszych poszukiwań w dziedzinie formy, a chcemy się skupić na doskonaleniu funkcji. Pragniemy być tym przysłowiowym „niemieckim” projektantem, który drąży w detalu. Pozostajemy bowiem pod wrażeniem staranności tamtejszego designu, którego twórcy nie koncentrują się na wymyślaniu coraz dziwniejszych form, które zestarzeją się brzydko albo ładnie, a całą swoją energię i kreatywność inwestują w pracę typowo inżynierską. Podobnie i my myślimy o budynku jako o maszynie, która ma być coraz doskonalsza, natomiast wcale nie musi, a nawet nie powinna, stawać się z czasem bardziej „showmańska”.

Kliniki.pl oraz eGabinet.pl połączyły siły

W ramach podpisanej umowy platforma Kliniki.pl została partnerem strategicznym start-up’u eGabinet. Celem współpracy jest stworzenie kompleksowego narzędzia, które usprawni i uporządkuje procesy związane z działalnością lekarską – od momentu umówienia wizyty, jej przeprowadzenia, stworzenia bazy informacji medycznych po wystawienie e-dokumentów. Synergia przyniesie także bezpośrednie korzyści dla samych pacjentów.

Spółki podpisały umowę w pierwszej połowie lipca 2022 roku, a obecnie są na etapie finalizacji zaplanowanych działań. Ich celem jest digitalizacja i rozwój ochrony zdrowia, a tym samym usprawnienie procesów obsługi pacjentów i znaczące wsparcie administracji, a także lekarzy. Placówki korzystające z usług spółek posiadają wszelkie informacje na temat swojej działalności i dokumentacji badanych w jednym miejscu. Ponadto konsultacje umawiane przez portal Kliniki.pl u lekarzy korzystających z usług eGabinet niebawem automatycznie pojawią się w grafikach specjalistów w aplikacji. Synergia ma także na celu wyjście naprzeciw potrzebom pacjentów, którzy otrzymają możliwość umawiania wszystkich wizyt za pomocą jednej platformy.

– Połączenie eGabinet.pl oraz Kliniki.pl to dla nas ogromna szansa na rozwój, a jednocześnie duże wyzwanie. Nasz partner działa na rynku od 2012 roku, a tym samym ma większe doświadczenie i bardziej rozbudowaną bazę klientów. Celem firm eGabinet.pl i Kliniki.pl jest rozwój prywatnego sektora medycznego w Polsce. Po sfinalizowaniu wszystkich zaplanowanych procesów staniemy się narzędziem kompleksowym dla branży medycznej – mówi Piotr Strychalski, Prezes spółki eGabinet.pl.

– Dostrzegam duży potencjał w działalności start-up’u eGabinet.pl, który oferuje sektorowi medycznemu w Polsce narzędzie porządkujące wszelkie procesy wewnętrzne, a tym samym digitalizację dokumentacji i nie tylko. Marka rozwinęła się w krótkim czasie i mam nadzieję, że podpisana z nami umowa znacząco przyśpieszy jej dalszy rozwój. Firma Kliniki.pl nabyła natomiast innowacyjne w skali całego rynku rozwiązanie – mówi Marcin Fiedziukiewicz, Prezes spółki Kliniki.pl.

Firma Kliniki.pl to platforma typu marketplace łącząca pacjentów z prywatnymi placówkami medycznymi i kosmetycznymi oraz ośrodkami rehabilitacji, a także lider w swojej kategorii. Serwis każdego miesiąca odwiedza ponad milion użytkowników. Spółka eGabinet.pl to start-up, który w grudniu 2020 roku udostępnił dla prywatnych ośrodków nową, innowacyjną aplikację usprawniającą działalność placówek medycznych – wirtualny gabinet regularnie uzupełniany o kolejne funkcjonalności. Narzędzie dostępne przez przeglądarkę porządkuje wewnętrzne procesy, dokumentację oraz dane, a także terminy spotkań. W 2021 roku za jego pośrednictwem umówiono ponad 100 000 wizyt.